Zdrowy chlebek bananowy - jesienny comfort food


U mnie w domu piekło się ciasta co niedzielę. Chyba moje pierwsze wspomnienia związane z Mamą, kojarzące się z jej osobą, to zapach pieczonego ciasta, ulotna mgiełka z cukru pudru, którą posypywała kruszonkę. Odgłos ucierania masła z cukrem za pomocą drewnianej pałki.

Do tej pory pieczenie domowych ciast jest dla mnie synonimem domu, rodzinnego ciepła, pielęgnowania tradycji.

Gdybym mogła piekłabym ciasta codziennie. Mam skrupulatną naturę, lubię robić wszystko tak jak powinno być zrobione. Lubię odważać składniki, mieszać je dokładnie. Postępować krok za krokiem. Szefem kuchni, pełnym szalonej twórczej kreacji, na pewno nie mogłabym być. Ale myślę, że jako cukiernik, odtwarzający w ciastach reakcje chemiczne, odnalazłabym się doskonale. Masło musi być miękkie, nie z lodówki, wszystkie składniki w temperaturze pokojowej. Czekoladę podgrzewamy i zostawiamy do ostygnięcia. Żelatynę wlewamy małymi porcjami, delikatnie mieszając z kremem.


Tak, zdecydowanie jestem fanką rozpisek, harmonogramów, planów działania. Chaos doprowadza mnie do rozpaczy. Pieczenie ciast, postępowanie zgodnie z zasadami, pilnowanie przepisu, bardzo mnie uspokaja. Niektórzy medytują w parku, chodzą na jogę. Ja podobnie odpoczywam piekąc ciasta.

Lubię tę powolną spokojną drogę modyfikacji przepisu, dochodzenie do idealnych proporcji, tak aby w końcu stworzyć coś tylko dla nas, coś do czego będziemy chcieli wrócić w jesienny, deszczowy wieczór. Ciasta, które będą częścią naszego życia.

Mimo tak miłych wspomnień związanych ze słodkościami bardzo uważam na to co jem, unikam białego cukru mając w pamięci moją walkę o obniżenie poziomu cukru we krwi. Od czasu do czasu pozwalam sobie na lekkie ekscesy ale wtedy kiedy mogę staram się wybierać zdrowszą wersję popularnych ciast czy słodkości.

Takim właśnie ciastem, stojącym po dobrej stronie mocy, jest chlebek bananowy upieczony całkowicie na mące pełnoziarnistej bez dodatku cukru. Słodycz zapewniają mu banany i miód. Używam prawdziwego miodu, z pasieki, którą znam od dzieciństwa i jestem pewna jego jakości.

Chlebek po upieczeniu wygląda jak kawałek razowca, ale jest przepyszny. Nie jest za słodki, w sam raz do kubka ciepłej kawy. Pięknie pachnie cynamonem a smak bananów jest wyczuwalny bardzo delikatnie.

Przepisów na chlebki bananowe w internecie jest mnóstwo, ja jednak skorzystałam z jednego z moich ulubionych blogów i za pierwszym razem był to strzał w 10.

Ze swojej strony zmniejszyłam tylko nieznacznie ilość miodu, dodałam mieszankę orzechów włoskich i laskowych oraz utartą fasolę Tonka, którą bardzo lubię.


***

Zdrowy chlebek bananowy

Czas pieczenia: 55 - 60 min | Temperatura pieczenia: 165 stopni C., grzanie góra-dół bez termoobiegu

Składniki:

- 1/3 szklanki roztopionego oleju kokosowego (użyłam nierafinowanego)
- 1/2 szklanki miodu lub syropu klonowego (lub trochę mniej jeśli mamy bardzo dojrzałe banany)
- 2 jajka
- 1 szklanka puree z bananów (ok. 2 duże, dojrzałe banany)
- 3/4 szklanki dowolnego mleka (ja użyłam krowiego)
- 1 łyżeczka sody
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
- 1/2 łyżeczki soli
- 1 łyżeczka mielonego cynamonu (w oryginale pół łyżeczki)
- pół ziarna fasoli tonka (w oryginalnym przepisie nie było)
- 1 3/4 szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej
- opcjonalnie pół szklanki orzechów lub bakalii

Przygotowanie:

- w dużej misce wymieszać olej kokosowy z miodem. Ubić do połączenia składników.
- dodać 2 jaja i ubić mikserem aż uzyskamy puszystą konsystencję.
- dodajemy banany i mleko. Mieszamy do połączenia składników.
- dodajemy sodę, wanilię, sól, cynamon i fasolę tonka. Mieszamy.
- partiami dodajemy mąkę mieszając ja z ciastem.
- na końcu dodajemy orzechy lub bakalie

Ciasto przelewamy do wyłożonej papierem formy do pieczenia. Ciasto możemy posypać cynamonem i przejechać po nim nożem tworząc fale.

Po upieczeniu (metoda suchego patyczka :) studzimy 10 min. w formie, kolejne 20 min. na kratce. Po tym czasie możemy podawać :)

Źródło przepisu: https://cookieandkate.com/2015/healthy-banana-bread-recipe/

***

To co widać na zdjęciach to moje dzieciństwo. Z kubkiem kakao z mlekiem i pajdą ciasta zapadałam się w fotelu i czytałam. Czytałam wszystko co tylko wpadło mi w ręce. Nie wiem dokładnie kiedy nauczyłam się czytać ale chyba dość wcześnie bo to co pamiętam to to, że czytanie na głos na lekcjach w szkole nigdy nie sprawiało mi problemu. Do dzisiaj pamiętam jak byłam dumna z siebie, że prawidłowo przeczytałam słówko "zmarznięty" w czytance. Niewielu uczniów wtedy wiedziało, że czytamy to jako "r-z" a nie "rz".
Pochłaniałam więc wszystko co miałam. A jak skończyłam i mi się podobało i nie chciałam żegnać się z tym światem to czytałam jeszcze raz. I jeszcze raz. Efektem było to, że "Anię z Zielonego Wzgórza" przeczytałam 16 razy. Wszyscy wiedzieli, że jeśli coś kupować na prezent temu dziwnemu dziecku to na pewno książka będzie najlepszym pomysłem. Pewnie te książkowe światy były również ucieczką, od dzieciństwa, które nie zawsze było łatwe, od historii moich najbliższych, której nie mogłam zrozumieć. Tam gdzie jest alkohol i dziecko w jednym równaniu nigdy nie jest łatwo.

Więc trochę uciekałam na początku, w inne światy, innych ludzi, inne historie. Do bohaterów czytanych książek podchodziłam jak do żywych ludzi, przyjaciół lub wrogów. Lubiłam zapach książek, ich dotyk. Do tej pory mam ten nawyk, niemożliwy do przezwyciężenia że zawsze wącham papier i dotykam stron. Nieważne czy kupuję zeszyt czy książkę zawsze muszę pogładzić, sprawdzić jak pachnie. Nawiązać kontakt, przywitać się.
Lubię wracać do starych książek, pożółkłych, poplamionych, które nie wiadomo gdzie zaczęły swoją podróż po to żeby przez ten czas mojego życia stać w mojej biblioteczce.
Raz na jakiś czas wracam do klasyki literatury, książek które w mojej opinii trzeba znać. Chociażby po to żeby wiedzieć, że historie z filmu czy komiksu to nie wszystko. Żeby lepiej zrozumieć człowieka.

Miewam czasami wrażenie, że ponieważ jesteśmy zalani mediami i wiadomościami i gonimy za byciem na bieżąco to czynność taka jak czytanie książek jest uważana za stratę czasu. Sama też potykam się od czasu do czasu o takie myślenie. Jasne, nie mam już tyle wolnego co kiedyś. Więc na siłę odpycham internet, media i instagram hasztag wiem jaki hasztag napisać.

Zrobiłam sobie listę, w ramach tego co w moim życiu chcę zmienić, listę książek do przeczytania. Klasyka literatury, nobliści, książki mniej i bardziej znane.
Upiekę chlebek bananowy i poczytam. Ominie mnie w tym czasie pewnie kilkaset cudnych zdjęć z instagrama ale zamiast popatrzeć na obrazki poczytam o ludziach. To zdaje się, może mieć jednak większą wartość w życiu.


Brak komentarzy