Sen nocy leśnej - galaretka porzeczkowa z malinami i jeżynami



Gdybym miała zapaść w sen i byłby to sen nocy letniej śniłabym o zapachu porzeczek i malin, o cieple bijącym od nagrzanych traw, o wieczorze, który przynosi lekki powiew chłodu. Śniłabym o wieczornej rosie, o małej kuchni ze starym piecem rozpalanym węglem, o wiadrach porzeczek, które Mama przerabia na soki i dżemy, a czasem nawet na galaretki.

Mówi się, że rzeczy nie trwają wiecznie, że nasz świat przemija. Czy rzeczywiście tak jest...to raczej my przemijamy, tracimy najbliższych, sami każdego dnia przechodzimy coraz dalej i dalej. A krzaki czerwonych porzeczek rosną do tej pory. W tym roku znów miały owoce. Tak jak od dobrych 25 lat. Stara grusza stoi jak stała, pewnie na jesieni znów zasypie się słodkimi owocami. Tylko nie ma już nikogo kto je dla mnie pozbiera i poukłada w skrzyniach na zimę. Maliny dalej rosną, tylko ten jeden rządek. Słodziutkich, pachnących wakacjami, różowych owoców nie zbierze nikt do miseczki żeby czekały aż się pojawię w domu. Morele obsypały się różowymi kwiatami na wiosnę, tak jak robią to od 30 lat. Dotykam szorstkiej kory wiśni szklanki, pod fakturą drzewa kryją się wspomnienia. Kiedy zamknę oczy i odsunę na bok szumy codzienności znów widzę siebie z kucykami, widzę Mamę gotującą na starej kuchni ziemniaki, krzyczy do mnie żebym nazbierała wiśni szklanek. Pędzę więc szybko i wracam z kanką wiśni, umorasana i klejąca się od wiśniowego soku. Na obiad będzie zupa owocowa - wiśniowa z ziemniakami. Letnie jedzenie. Wtedy nie było snem, wtedy nie wiedziałam jak dużo mam, wtedy nie wiedziałam że kiedyś otworzy się ogromna dziura tęsknoty i tylko w snach, wspomnieniach będę mogła to znów poczuć. Znam to wszystko od zawsze - i grusze, i wiśnie, najlepsze na świecie drzewo czereśni, maliny, brzoskwinie pachnące słodziutko. Pamiętam z dzieciństwa mirabelkę, morele, krzaczki czerwonych i czarnych porzeczek. Wszystko jest nadal tak  jak było, niezmienność świata sprawia mi jednak ból. Bo skoro wszystko jest tak jak było to gdzie jesteście Wy - Mamo i Tato... Dlaczego w tym krajobrazie w którym nic się zmienia, zmieniło się tak dużo...

Robiłam porządki w zamrażarce żeby zrobić miejsce na nowe letnie skarby. Znalazłam zapomniane woreczki czerwonej porzeczki - jeszcze w zeszłym roku zebrane przez Tatę.

Zrobiłam z nich galaretkę, pachnąca moimi wspomnieniami dzieciństwa. Pradawne książki i tradycje prawią, że galaretka z porzeczek będzie o wiele smaczniejsza po dodaniu do niej malin. Więc dodałam. Miałam też kilka jeżyn. Pomyślałam, że skoro maliny mogą być to i jeżyny większej szkody nie poczynią a wiele dobrego mogą przynieść. I tak też się stało. Galaretka pachnie lasem, ciepłym słońcem, cierpką porzeczką złamaną słodziutką maliną, na końcu smak zamyka dzika jeżyna.

Magiczna moc pektynowa porzeczki sprawiła, że galaretka ścięła się idealnie. Będzie jadana raczej od święta bo jak na tradycyjną galaretkę przystało ma dużo więcej cukru niż zazwyczaj używam.

To galaretka na sytuacje kryzysowe, kiedy zimą złapie smutek i tęsknota za tym co było, kiedy będę chciała zobaczyć Twój uśmiech Mamo, kiedy przypomnę sobie wielką pajdę ciasta drożdżowego z kruszonką jaką kroiłeś Tato...

Wtedy, jeśli akurat będę miała chałkę, to ukroję wielką pajdę. Posmaruję masłem i zjem z moją senną, letnią galaretką, popijając kawą zbożową z mlekiem. Albo jeśli ten smutek złapie nagle i podstępnie - bo tak właśnie najczęściej bywa, kupię zwykłą, niezdrową i będącą passe bułkę pszenną. Bo chociaż na co dzień nie jem jasnego, pszenicznego pieczywa to z taką galaretką nie mogę wybrać niczego innego. Jeśli wracać w czasie do przeszłości, jeśli we wspomnieniach szukać pocieszenia to wszystko musi być jak kiedyś. Jeśli dopełnię wszystkiego to może znów się uda przejść przez zamknięte drzwi szafy, trafić do przeszłości, znaleźć w tym ukojenie. Nie chcę spotkać tam fauna, nie myślę o innej rzeczywistości. Zwykłą dziecięcą tęsknotą chciałabym cofnąć wskazówki, znów poczuć się dzieckiem, poczuć znów tą bezpieczną przystań wokół siebie.

Tak więc galaretka porzeczkowa jako antidotum na smutki.
Bez konkretnego przepisu - zachowując tylko proporcje szklanka cukru na szklankę uzyskanego soku. Jeśli myślicie, że wyjdzie bardzo, nie do przejedzenia słodka - mylicie się. Ja sama ponieważ bardzo ograniczam cukier i nie słodzę na co dzień, miałam za pierwszym razem obawy czy nie uzyskam słodkiego ulepku. Tej galaretce jest daleko do przesłodzenia. Uzyskana równowaga między słodyczą cukru a cierpkością owoców jest idealna.



Sok można odparować również w parowniku i gdybym tylko miała go na miejscu z pewnością bym tak zrobiła. Bardzo lubię tę metodę przygotowywania soków. Jednak sokownik został w Polsce więc zdecydowałam się na rozgotowanie owoców. Ja miazgi owocowej nie odciskałam, w galaretkach oprócz smaku lubię też klarowność. Tak ładnie załamują się w niej promienie porannego słońca. 

Galaretek już nie pasteryzuję - wyparzam słoiki, zamykam wieczko i zostawiam słoiki odwrócone do góry wieczkami pod kocem na noc. Słoiki bardzo ładnie się zamykają, a dzięki sporej zawartości cukru są dobrze zakonserwowane - ostatnio znalazłam słoiczek galaretki sprzed dwóch lat, w stanie idealnym do spożycia :)

Przy okazji zrobiłam sobie etykietkę na domowe przetwory:


Kiedy zaczęłam eksperymentować z robieniem przetworów najbardziej pociągały mnie eksperymenty smakowe z przyprawami, nietypowymi dodatkami. Wtedy w mojej letniej kuchni sypał się kardamon, cynamon, wanilia, goździki, wiórki kokosowe, migdały, amaretto...Tak, było to wszystko bardzo pyszne. Do tej pory lubię eksperymenty i próby, łączenie wiśni z papryczkami chili i gorzką czekoladą. Mieszanie aronii z sokiem jabłkowym i goździkami. Ale odkryłam też, że to co jest najpiękniejsze w takim otwartym zimowym słoiczku to zapach owoców, czysty smak zamkniętego w słoikach lata. Dlatego co roku robię zawsze kilka słoików tych nudnych, zwykłych przetworów. Bronią się one smakiem. Nic więcej poza owocami nie potrzeba żeby było po prostu przepysznie. 
Nauczyłam się tego - oszczędzania przypraw, próbowania smaku, tego żeby to sam smak owoców grał pierwszą rolę. I takie przetwory lubię najbardziej. 

Brak komentarzy